Prowadzę sklep internetowy od kilku lat. Nie będę mówił o tym, co sprzedaję, bo to nieistotne. Z mojego doświadczenia wynika, że pewne schematy, wyzwania i błędy powtarzają się niezależnie od branży. I właśnie o tym chcę dziś napisać – ku przestrodze, ale też jako forma inspiracji dla tych, którzy dopiero planują postawić swój pierwszy e-sklep.
Mój sklep działa na WooCommerce i został wdrożony przez firmę Design Cart. Z tej współpracy jestem bardzo zadowolony – profesjonalizm, komunikacja i terminowość były na najwyższym poziomie. Sklep działa płynnie, wygląda świetnie i sprzedaje. Czyli sukces? Niby tak. Ale…
Gdybym miał dziś podjąć decyzję jeszcze raz, wybrałbym Magento.
Dlaczego?
Nie chodzi o to, że WooCommerce jest zły – to dobra platforma, ale dla osób, które nie planują zbyt głęboko wchodzić w struktury systemu. Ja natomiast lubię grzebać, analizować, testować. Magento daje mi tę możliwość w znacznie większym zakresie. Ma więcej funkcji już na starcie – takich, które w WooCommerce trzeba doposażać dodatkowymi wtyczkami.
W moim przypadku firma Design Cart przygotowała specjalny pakiet rozszerzeń skrojony pod moje potrzeby, bo korzystanie z kilkunastu różnych wtyczek „z różnych parafii” po prostu nie wchodziło w grę – to ryzyko konfliktów, spadku wydajności i braku kompatybilności przy aktualizacjach. Rozwiązanie było świetne, ale w Magento większość tych funkcji miałbym wbudowanych już w system – nie jako dodatki, ale jako integralną część platformy.
Cenowo? Wyszło podobnie. Czasowo – również. Ale na końcu dnia uważam, że Magento to bardziej kompletne rozwiązanie dla osób, które mają większe ambicje niż tylko „mieć sklep”.
Jedna rzecz, którą muszę jasno powiedzieć każdemu, kto dopiero zaczyna:
Stworzenie sklepu internetowego to dopiero początek inwestycji.
Nie wystarczy wrzucić produktów i czekać na klientów. Trzeba stale optymalizować, promować, analizować dane, dostosowywać ofertę, dbać o UX, SEO, wydajność… A każda zmiana, test, kampania – to czas i pieniądze.
I właśnie dlatego wybór platformy ma ogromne znaczenie już na starcie. Nie warto kierować się tylko tym, co „łatwiejsze” lub „tańsze w danym momencie”. Lepiej spojrzeć na temat długoterminowo – jak sklep będzie się rozwijał? Czy wybrana platforma mi to umożliwi? Czy będę potrzebować mnóstwa dodatków, czy może mam to wszystko od razu?
Karta produktowa, która sprzedaje
Zauważyłem, że wielu właścicieli e-sklepów skupia się przede wszystkim na reklamie i promocji. Pompowane są budżety na Google Ads, kampanie remarketingowe, social media – wszystko po to, żeby ściągnąć ruch na stronę. I bardzo dobrze – bez ruchu nie ma sprzedaży.
Ale potem… ten cały wysiłek rozbija się o kartę produktową, która wygląda, jakby była zrobiona na szybko, „byle była”. A to właśnie karta produktowa jest najważniejszym miejscem w całym sklepie – to tutaj klient podejmuje decyzję zakupową.
Jak więc powinna wyglądać karta produktu, która nie tylko informuje, ale zachęca do zakupu?
1. Zdjęcia wysokiej jakości
Minimum 3–5 zdjęć z różnych perspektyw.
Powiększenie po najechaniu lub kliknięciu.
Jeśli to możliwe – zdjęcia w kontekście użycia, np. produkt w rękach, w domu, w sytuacji realnej.
2. Tytuł i krótki opis przyciągający uwagę
Jasny, konkretny, z nazwą produktu i jego główną cechą.
Przykład: „Kreatyna monohydrat 500g – czysta forma, szybka regeneracja”.
3. Cena + dostępność
Widoczna, wyróżniona cena (najlepiej z opcją prezentacji rabatu).
Informacja o dostępności („Wysyłka w 24h”, „Na stanie – ostatnie sztuki”).
4. Przyciski call to action (CTA)
Duży, wyraźny przycisk „Dodaj do koszyka”.
Opcjonalnie: „Kup teraz”, „Zamów z odbiorem osobistym”.
5. Opcje produktu
W przypadku np. suplementów – wybór gramatury, smaku itp.
Klient nie powinien mieć wątpliwości, co dokładnie kupuje.
6. Opis rozbudowany + dane techniczne
Szczegółowe informacje: skład, działanie, sposób użycia (jeśli to suplementy).
Przejrzyste formatowanie: nagłówki, wypunktowania, podział na sekcje.
7. Zaufanie i gwarancja
Informacja o zwrotach, gwarancji, certyfikatach, bezpieczeństwie.
Dodatki typu „100% bezpieczne zakupy”, „30 dni na zwrot” – działają!
8. Opinie klientów
Autentyczne, najlepiej z możliwością dodania zdjęcia.
Jeżeli to możliwe – gwiazdki, oceny, ilość opinii.
9. Powiązane produkty / cross-selling
„Inni kupili również…”
Produkty uzupełniające, np. shakery do kreatyny, pakiety z rabatem.
10. Szybkość ładowania i UX
Karta produktowa musi być szybka.
Responsywność – musi wyglądać dobrze na telefonie i komputerze.
Wniosek? Nie wystarczy ściągnąć klienta do sklepu. Trzeba jeszcze go przekonać, by kupił.
Profesjonalna karta produktowa to jedno z narzędzi, które robi różnicę między „wejściem i wyjściem” a „wejściem i zakupem”.
Promocja sklepu internetowego – mój największy błąd?
Zdecydowanie tak – największy błąd, jaki popełniłem na początku prowadzenia sklepu, to… rozdrabnianie się. Miałem za mały budżet, by być wszędzie, ale próbowałem.
Wynik? Przepalone pieniądze. Mało kliknięć. Mało danych. Brak konkretnego zwrotu.
Wtedy myślałem: „Trzeba być tu, tu, tu i tu.”
Dziś wiem jedno: lepiej być konkretnie i mocno w jednym miejscu niż ledwo zauważalnym w pięciu.
Jak robię to dzisiaj?
Google Ads – tylko maksymalne stawki
Zawsze ustawiam stawki na poziomie maksymalnym, by wygrać aukcje.
Dlaczego? Bo jeden klient więcej dziennie robi mi różnicę.
Oczywiście – nie daję Google dowolności. Budżet dzienny ustalam tak, by:
był dostosowany do realnego potencjału kampanii,
ale nie był zbyt niski – bo wtedy wyświetlenia i kliknięcia są za słabe, by wyciągać wnioski.
Efekt? Maksymalizacja kliknięć, a co za tym idzie – maksymalizacja konwersji.
Sklep zarabia, reklama się spłaca – i to szybko.
Google Merchant Center – obowiązkowo
Jeśli masz sklep internetowy, a nie korzystasz z Google Merchant, to… po prostu marnujesz potencjał.
Twoje produkty mogą pojawiać się w zakładce Zakupy, w wynikach wyszukiwania z ceną, zdjęciem i nazwą – dokładnie tam, gdzie klienci szukają już konkretnych rzeczy.
To nie jest „budowanie świadomości marki” – to łapanie klienta tuż przed zakupem.
Social media – zero półśrodków
Z socialami jest podobnie. Na początku publikowałem „co jakiś czas”.
Trochę zdjęć, trochę opisów, czasem promocja. Efekt? Żaden.
Teraz? Zalewam sieć treściami. Sklep ma:
profesjonalne grafiki,
karuzele produktów,
rolki,
opinie klientów,
prezentacje zastosowania produktów.
Wszystko zaplanowane. Wszystko z pomysłem. Wszystko z myślą o kliencie końcowym.
Wniosek?
Nie chodzi o to, by być wszędzie.
Chodzi o to, by w jednym miejscu być lepszym niż konkurencja w pięciu.
Mój sklep zaczął naprawdę zarabiać wtedy, gdy przestałem eksperymentować z budżetem i zacząłem inwestować tam, gdzie miałem największy potencjał.
Bo promocja to nie wydatek. To inwestycja – pod warunkiem, że robi się ją mądrze.
Obsługa klienta i budowanie relacji – droga od chaosu do zysków
Na początku przyznam szczerze – obsługa klienta była moim najsłabszym ogniwem. Skupiałem się na produktach, stronie, promocji… a kontakt z klientem schodził na dalszy plan. Efekt? Maile bez odpowiedzi przez 2 dni, brak wiadomości po zakupie, żadnego FAQ, a na Messengerze w weekend cisza. I to był błąd.
Dopiero po kilku pierwszych zwrotach i kilku nieprzyjemnych wiadomościach zrozumiałem jedno: sprzedaż to nie tylko koszyk i checkout. To relacja, zaufanie i szybka reakcja.
Błędy, które popełniłem:
Brak automatyzacji – każdą wiadomość pisałem ręcznie. Gdy sklep się rozwinął, przestałem ogarniać. Klient czekał, tracił cierpliwość i odchodził.
Brak FAQ i jasnych zasad zwrotu – odpowiadałem na te same pytania codziennie. Strata czasu i frustracja klientów.
Zbyt późne odpowiedzi – nie miałem harmonogramu, odbierałem maile „jak się uda”. Efekt? Klient zdążył kupić gdzie indziej.
Co zmieniłem i co zautomatyzowałem?
Live Chat + Bot z gotowymi odpowiedziami
Zintegrowałem czat (z użyciem Tidio), który podpowiada najczęstsze odpowiedzi, a w razie potrzeby przekierowuje do mnie. Nawet w nocy klient dostaje konkretną informację.Autorespondery i wiadomości transakcyjne
Klient od razu dostaje maila z potwierdzeniem, przewidywaną datą wysyłki, informacją o zwrocie. To niby mała rzecz, ale buduje ogromne zaufanie.FAQ i „centrum pomocy”
Przygotowałem sekcję z odpowiedziami na najczęstsze pytania – działają świetnie. Zmniejszyło to liczbę maili o 40%.CRM i lista VIP klientów
Klienci wracający lub polecający sklep trafiają do „bazy lojalnościowej”. Dzięki temu mogę im zaproponować specjalne rabaty, wysłać podziękowanie, a nawet… zadzwonić, jeśli coś pójdzie nie tak.
Jaki to dało efekt?
Skróciłem czas odpowiedzi z dni do minut.
Poziom zwrotów spadł.
Zadowoleni klienci zaczęli polecać sklep znajomym.
Rośnie liczba powracających klientów (ponad 30%).
Dla mnie to był przełom: obsługa klienta nie jest kosztem, jest inwestycją. Klient, który czuje się „zaopiekowany”, zostaje z Tobą na dłużej, a nawet broni Cię, gdy coś pójdzie nie tak.
Logistyka i realizacja zamówień – gdzie najłatwiej się wyłożyć
Z początku myślałem, że najtrudniejsze w e-commerce to zdobycie klienta. Nie spodziewałem się, że największy stres pojawi się dopiero po kliknięciu „Kup teraz”.
Pamiętam swój pierwszy „boom” — kampania zadziałała, zamówień wpadło trzy razy więcej niż zwykle. Co zrobiłem? Panika. Spóźnione wysyłki, brak informacji dla klienta, a jeden produkt… okazał się niedostępny. Wszystko przez brak systemu.
Jakie błędy popełniłem?
Ręczne pakowanie i ręczne aktualizowanie statusów – to było nie do opanowania przy większym wolumenie.
Brak integracji z firmą kurierską – generowanie listów przewozowych trwało wieki.
Brak bufora magazynowego – zdarzało się, że sprzedałem coś, czego nie miałem fizycznie na stanie.
Brak automatycznej informacji o wysyłce – klienci musieli się dopytywać, czy paczka już wyszła.
Co wdrożyłem, żeby to naprawić?
Integracja z kurierami i automatyczne generowanie etykiet
Dzięki integracji przez Baselinker wszystko działa z poziomu panelu sklepu – drukuję etykiety zbiorczo, mam podgląd statusów, a klient od razu dostaje link do śledzenia przesyłki.Oprogramowanie magazynowe (prosty WMS)
Mam stały podgląd stanów magazynowych i mogę ustawić minimalne progi ostrzegawcze. Nie sprzedaję już „na pusto”.Bufor czasu na realizację
Ustawiłem realny czas wysyłki — nie „24h”, tylko 48h robocze. Zaskoczenie pozytywne lepsze niż rozczarowanie.System powiadomień
Klient dostaje: potwierdzenie zakupu, info o rozpoczęciu pakowania, o wysyłce i przypomnienie o możliwości oceny produktu po dostawie.
Wnioski
Dziś wiem jedno: logistyka to druga twarz Twojego sklepu. Nawet najlepszy produkt i piękna strona nic nie dadzą, jeśli paczka nie dojedzie albo klient nie wie, co się z nią dzieje.
Zautomatyzowana i sprawna realizacja zamówień to nie tylko komfort dla Ciebie, ale i realny wpływ na opinie, lojalność i polecenia.
Podsumowanie
Prowadzenie sklepu internetowego to nie sprint – to maraton pełen zakrętów, błędów i cennych lekcji. Gdybym miał dziś zaczynać od nowa, zrobiłbym wiele rzeczy inaczej – ale właśnie dlatego chcę dzielić się tym doświadczeniem z innymi.
Wybór platformy ma znaczenie, ale to dopiero początek. Prawdziwe wyzwania zaczynają się przy skalowaniu – kiedy trzeba nie tylko sprzedawać, ale też dbać o szybkość sklepu, jakość obsługi klienta, logistykę, promocję i lojalność.
Najważniejsze lekcje?
- Nie oszczędzaj na podstawowych funkcjach – lepiej mieć mniej rozszerzeń, ale stabilnych.
- Promocja to nie wszystko – jeśli karta produktowa nie przekonuje, stracisz klienta, którego tak trudno było zdobyć.
- Obsługa klienta i sprawna logistyka to podstawa powtarzalnej sprzedaży.
- A jeśli już coś promujesz – rób to z rozmachem, nie „po trochu wszędzie”.
Pamiętaj: sklep internetowy nie sprzedaje sam z siebie – to Ty tworzysz jego sukces. Ale jeśli podejdziesz do tego z głową i wyciągniesz wnioski z cudzych błędów – masz szansę wejść na rynek szybciej, lepiej i mniejszym kosztem.
Trzymam kciuki za Twoją drogę w e-commerce!